Jeszcze dwa lata temu byłam przede wszystkim żoną i mamą, która zawsze na pierwszym miejscu stawiała męża, dzieci i dom. Liczyłam się z każdą wydawaną złotówką. Musiałam żyć z chorobliwie zazdrosnym mężem, który na dodatek uzależniony był od alkoholu i zawsze miał problemy ze znalezieniem pracy. Nie miałam przyjaciół. Moje kontakty ograniczały się do wizyt u rodziny i to zawsze w towarzystwie męża. Byłam zagubiona, nieszczęśliwa. Każdy dzień wydawał się szary, taki sam. A we mnie gdzieś w środku stłamszone były moje marzenia. Czułam, że to nie jest takie życie, o jakim marzyłam. Nie czułam się kobietą. Nie czułam się spełniona zawodowo.
Dziś realizuję swoje marzenia, rozwijam swój biznes. Wreszcie stawiam na siebie. Zaczynam nowe życie. Jeżeli chcesz wiedzieć jak tego dokonałam, zapraszam Cię do dalszej lektury.
Jak już wiesz na imię mam Agnieszka i jestem samotną mamą 4 wspaniałych dzieci. Dzieci są w wieku 20 lat, 18 lat, 8 lat i 2 latka. Ale od początku…
Zaczęło się jak w bajce, od wielkiej miłości…
Swojego męża poznałam w wieku 16 lat. Była to moja pierwsza i jedyna miłość. W wieku 18 lat wzięliśmy ślub, a gdy miałam 20, urodziła się nasza pierwsza córka. Pierwsze 10 lat małżeństwa było naprawdę fajnych. Byłam szczęśliwa.
Wszystko zaczęło się psuć ok. 2011 roku. Mąż zaczął codziennie spożywać piwo. Zaczęło się od jednego dziennie, potem były dwa, trzy itd. Gdy zwracałam mu na to uwagę, zaczął naskakiwać na mnie, że się go czepiam, że przecież się nie upija, że po pracy ma prawo się zrelaksować, że każdy facet w domu pije piwo. To była jego ulubiona wymówka.
Uzależnienie i toksyczna zazdrość
Do tego doszła chorobliwa zazdrość męża. Nie mogłam nigdzie sama wychodzić, zawsze musiałam odbierać od niego telefony. Kontrolował w co się ubieram, jak się maluję. Gdy malowałam paznokcie, zawsze pytał dla kogo to robię, czy kogoś mam. Nie miałam żadnych przyjaciół, najważniejszy musiał być dla mnie on, dom i dzieci. Czułam się jak w więzieniu, chociaż robiłam dobrą minę do złej gry i nikt z mojego otoczenia nie wiedział co tak naprawdę się u mnie dzieje.
Z czasem przyzwyczaiłam się do takiego mojego życia a raczej egzystencji. W międzyczasie mąż zaczął mieć problemy z pracą, ciągle ją zmieniał, nie mógł nigdzie zagrzać miejsca. Ja praktycznie zaraz po szkole znalazłam pracę w sądzie jako urzędnik i cały czas tam pracowałam. Były takie momenty, że mogliśmy liczyć jedynie na moje wynagrodzenie. Niestety pensja urzędnicza nie jest zbyt wysoka. Ale trzymałam się tej pracy z powodu jej stabilności, pewności, że wypłata będzie co miesiąc.
Przebudzenie
W styczniu 2021r. stwierdziłam, że dłużej tak nie dam rady, że coś musi się zmienić. Powiedziałam mężowi, że jeżeli nie przestanie pić i nie znajdzie pracy, to od niego odejdę. Wtedy nasza rodzina liczyła już 6 osób. Najmłodsza córka miała niecały rok. Trzy razy mężowi udało się mnie przekonać do tego, abym dała mu szansę. I trzy razy tej szansy nie wykorzystał. W październiku 2021r. złożyłam pozew o rozwód. Niestety, gdy mąż zdał sobie sprawę z tego, że nie żartuję, zamienił nasze życie w piekło. Nie będę się tutaj wdawać w przykre szczegóły, jednak doszło do tego, że pod koniec listopada spakowałam dzieci i wyprowadziliśmy się do wynajmowanego mieszkania.
Nowe życie
Niestety nie byłabym w stanie sama utrzymać tego mieszkania. Musiałam korzystać z pomocy najstarszej córki oraz moich rodziców. Byłam wówczas na urlopie wychowawczym, niestety córka była zbyt mała, aby pójść do przedszkola, a żłobka w mojej miejscowości nie było. Nie dość, że musiałam korzystać z pomocy opieki społecznej, starszej córki i rodziców, to jeszcze i tak każdą wydawaną złotówkę musiałam dwa razy oglądać, zanim cokolwiek kupiłam. Bardzo źle się z tym czułam. Stwierdziłam, że nie dam rady tak żyć i muszę coś z tym zrobić.
Zaczęłam w internecie szukać sposobów na pracę w domu. Natknęłam się gdzieś na artykuł o wirtualnej asyście. Stwierdziłam, że chyba jest to coś, czym mogłabym się zająć. Zaczęłam coraz bardziej zgłębiać ten temat i z nowym rokiem podjęłam decyzję, że zacznę przyuczać się do tego “zawodu”.
Nowa JA
Szukałam w internecie wszystkiego, co było na temat wirtualnej asysty, chłonęłam każdy webinar, każdego darmowego e-booka, wszystko co mogło mi pomóc w zdobyciu nowych kwalifikacji. Wtedy nie wiedziałam nawet czym jest hosting, domena, co to jest landing page, lead magnet, lejek sprzedażowy itd. A dzisiaj mam własną stronę internetową, którą sama sobie postawiłam, założyłam konto w programie do mailingów, postawiłam sobie sklep internetowy a co najważniejsze cały mój czas, który mogę poświęcić na pracę, mam wypełniony zleconymi mi zadaniami przez moje klientki.
To była najlepsza decyzja, jaką mogłam podjąć po odejściu od męża. Na urlopie wychowawczym muszę być jeszcze przez minimum rok czasu. Ale już teraz zastanawiam się, czy w ogóle wrócę do pracy na etacie. Teraz czuję się spełniona zawodowo. Lubię to co robię, ciągle uczę się czegoś nowego. Najbardziej jednak satysfakcjonujące dla mnie jest to, jaką opinię mam wśród moich klientów.
Oprócz zmiany ścieżki zawodowej, zaczynam też zmieniać swoje zdanie na temat siebie. Zaczynam akceptować siebie, kochać tą nową osobę, która się we mnie tli.
Teraz wiem, że mając 40 lat można realizować swoje marzenia. Trzeba również zacząć myśleć o sobie. Dzieci są dla mnie bardzo ważne, ale zdałam sobie sprawę z tego, że równie ważna jestem ja. I nie ma w tym nic złego. Moje dzieci są ze mnie dumne i jest to bardzo budujace. Szczęśliwa mama to szczęśliwe dzieci.
Chciałabym pokazać kobietom, które gdzieś w swoim życiu się pogubiły, zagubiły siebie, swoje marzenia, bądź też odłożyły ich realizację na dalszy plan, że nigdy nie jest za późno aby zacząć je spełniać. Nie ma nic złego w tym, że teraz to one będą na pierwszym planie, a nie tylko dzieci, mąż i dom. Nie spowoduje to tego, że będą mniej kochać swoich najbliższych.